Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2018
Skończyłam chemioterapię. Finito. Od 16 lipca najpierw co dwa tygodnie a potem co tydzień niby rano, ale jakoś tak coraz później czyli po 9.00 małż dowoził mnie do szpitala. Przy wejściu tłum i zawsze to samo pytanie "kto z państwa ostatni do rejestracji". Potem pilnowanie swojej kolejki, przywitania ze stałymi bywalcami, uśmiechy, rozmowy z przemiłymi paniami w rejestracji. Potem na pierwsze piętro do gabinetu zabiegowego na wpięcie "okablowania" do portu i towarzyszący mi od kilku tygodni lęk ile kilogramów wskaże waga. Pobranie krwi przez rurkę w porcie (nie przeżyłabym cotygodniowego wkłuwania się do żyły, o nie) i czas oczekiwania na wyniki morfologii. Będzie tankowanie czy nie. Ani razu nie miałam odłożonej chemii. Uff. Fakt, jadłam zacnie i bardzo o siebie dbałam kulinarnie (niby dlaczego się tak bałam wagi) ale też mój doktor jak tylko zauważył, że mi siadają wyniki od razu ordynował zastrzyki na poprawę parametrów krwi. Zatem po pobraniu juhy mieliśmy cza...