Co ja sobie myślałam? Że będę leżała w atłasowej pościeli albo na szezlongu i odpoczywała dystyngowanie, otoczona gromadą cichej służby? Że będę skubać bez entuzjazmu śliweczki i czeresienki, albo lekkostrawny obiadek? No, myślałam. Od dziś nauczka dla mnie, żeby nigdy niczego sobie nie wyobrażać. Zaczynam wierzyć, że gdzieś tam, jeden diabeł wie gdzie, siedzi jakaś złośliwa mała żmija i jak tylko wyłapie czyjeś wyobrażenie, nadzieję, że będzie "jakoś", to stuka na klawiaturce tymi swoimi żmijowymi paluchami (żeby ci uschły cholero jedna) i wszystko, ale to absolutnie wszystko idzie inaczej. Do doopy. Tuż po wlewach czulam się w miarę przyzwoicie. Troszkę słaba, lekko podtruta, zmulona delikatnie ale chodzilam o własnych silach i nawet we wtorek wieczorem zjadłam lekką kolację. Horror zaczął się w środę rano. Najpierw okazało się, że przejście do toalety to wysilek niewyobrażalny, po pierwsze uginały się pode mną kolana, poza tym tak kręciło mi się w głowie, że nie mogłam...
Posty
Wyświetlanie postów z lipca 21, 2018