Posty

Wyświetlanie postów z maja 25, 2018
Dziś, 25 maja. Przedwczoraj miałam zabieg wycięcia intruza plus dwa (chyba) węzły wartownicze. Na razie mam jeszcze opatrunek i za bardzo nie udało mi się obejrzeć frontu, więc nawet nie wiem, jak wyglądają moje szwy. Ale biorąc pod uwagę moje umiłowanie od dzieciństwa do bohaterów pokrytych bliznami (Klaudiusz, moja pierwsza miłość z czasów przedszkola, miał nogę w gipsie i bardzo mi imponował, więc sama przy każdej kontuzji błagałam chociaż o plaster, żeby było bohatersko) to mogę już czuć się bohaterką. Czy to zabrzmi kretyńsko jak powiem, że w szpitalu było miło? Otwock, Europejskie Centrum Zdrowia - cudne pielęgniarki, odjechany anestezjolog, czysto, miło. Nie chcę tam wracać, co to, to nie. Ale było spoko. A dziś...odpoczywam. Przyniosłam ze sklepu tylko łubiankę truskawek i pomidorki. Siedzę, patrzę na koty...i planuję warsztat w poniedziałek. Bo do pracy chcę :)
Odcinek 4. Czekałam na wyniki tydzień. Po to się robi biopsję gruboigłową żeby określić Receptory, czyli tożsamość skurwysyna. Czy jest hormonozależny, czy go wykończyć samą radioterapią czy najpierw chemia, a potem dopalić radio i dobić hormonami. Jak już dostałam wyniki to wiedziałam, że będzie atak zmasowany. Doktor zarządził zatem, że mam czekać na info od niego i 23 maja mnie ciachnie. W cichości ducha sobie pomyślałam, że to takie gadanie bo na pewno nie będzie o mnie pamiętał (chociaż to raczej mało realne MNIE nie pamiętać :) ) i jeśli ktoś tu będzie dzwonił to raczej ja. Otóż i surprise mnie spotkał. Dok, nie dość, że zadzwonił to jeszcze tak wszystko zorganizował, że dzień przed przyjęciem miałam umówioną wizytę w Centrum Onkologii na założeniu kotwicy (o tym zaraz, bo były niezłe jaja) a w dniu zabiegu jeszcze miałam ...uwaga....LIMFOSCYNTYGRAFIĘ, czyli wstrzyknięcie izotopu w pobliże węzła wartowniczego, aby łatwiej było określić tempo rozprzestrzeniania się nowotwo...
Odcinek 3. Po przekopaniu internetów (ja wiem, że są różne opinie i google nas śledzi i w ogóle, ale dzięki internetom to można się wiele dowiedzieć, więc wdzięczna jestem i koniec) poczytałam sobie opinie o różnych lekarzach. W sumie tych porządnych, oddanych i z powołania to jest całkiem sporo. Ja sobie wybrałam takiego, który przyjmował na Miłej 6 i do którego mogłam w miarę szybko się zapisać. Polecał go zresztą doktor od biopsji z zaleceniem, żebym poszła na konsultację.  No dobra, jest przystojny. To też zadecydowało. Jak już mnie ktoś ma macać po biuście to niech z tego mam chociaż odrobinę przyjemności. Sorki, taki żart. Frajdy nie było, ale doktor przystojny.  W każdym razie ustaliliśmy całkiem szybko, że może mnie pozbawić pasażera na gapę już 23 maja, a potem radioterapia. E, tak to ja mogę chorować. Już sobie poplanowałam warsztaty i uznałam, że bez żadnego uszczerbku dla pracy "przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę" czyli choroba sobie a ja w ...
powieści w odcinkach ciąg dalszy. Odcinek 2. Jakoś dojechałam do domu. Jakoś weszłam do mieszkania. A tam  moje chłopaki. Więc od razu im powiedziałam, bo absolutnie nie jest ze mnie typ bohaterki, kiszącej w sobie różne ważne informacje i zmagającej się z bólem w samotności. W życiu!. Najpierw ich zatkało, potem odetchnęli, a potem zaczęliśmy rozmawiać. O zaleconej biopsji gruboigłowej, że to świństwo ponoć jest uleczalne i w ogóle, co ja mam teraz robić. No i czekał mnie telefon do mamy. Najpierw się bałam. Sama myśl, że …no..ocieram się o śmierć, była dość niekomfortowa. Bo żyłam sobie nieświadoma i zdrowa i nagle już nie jestem zdrowa i zaczynam się bać, bo grozi mi realne niebezpieczeństwo. Więc zaczęłam szukać informacji. Nieoceniony jak zwykle internet i grupa Dziewuch na FB podpowiedziała mi, że jest inna grupa, zrzeszająca dziewczyny po diagnozie tego skurwysyńska (nie będę go obrażała jakoś ekstremalnie, żeby się nie mścił ale też i specjalnie względami nie...
Z archiwum czyli sprzed miesiąca. A było to tak... Kwiecień miesiącem różnych ciekawych wydarzeń. 5 lat temu właśnie w kwietniu brałam ślub. Po 23 latach narzeczeństwa jak stwierdził Kazio, teść. 105 lat temu zatonął Titanic...hmmm Co roku czekam na kwiecień, bo po nim jest maj, który bardzo lubię. W tym roku kwiecień spłatał mi figla. To jest eleganckie określenie. Wkurwił mnie, inaczej mówiąc. Na początku zabolała mnie pierś. Lewa. Kilka lat temu robiłam usg bo mi nagle zaczęło coś wyciekać. Udało się to usg zrobić i usłyszałam, że nic nie ma, najpewniej zaburzenia hormonalne. Nie dostałam skierowania na mammografię choć byłam uparta, ale widać za mało (powiedzieli, że jestem za młoda. Mili ludzie).  W każdym razie potem przeszło. Badałam sobie te piersi moje regularnie, ale że jest ich niedużo, to zwykle domacywałam się do żeber. Aż tu nagle zaczęło boleć. Pierwsza myśl, że przesadziłam na siłce bo teraz ćwiczę jak dzika koza, bo wiosna, bo bicepsy i takie tam. ...