Chorowanie odczłowiecza. Tracę swoje emocje, tracę swoje ciało, siły. Pocę się, mam mokre ciuchy, nie mam siły wziąć prysznica ale zataczając się stoję pod strugą i głośno wciągam powietrze, żeby nie zemdleć. W poniedziałek po drugiej chemii już czulam się źle. Jakby mi ktoś zakręcił kran z dobrym samopoczuciem, silami, apetytem. W ciągu godziny osłabłam, a wszelka myśl o jedzeniu wyparowała mi z głowy, w zamian pojawiły się mdłości. Leżałam na wznak bez ruchu, żeby nie uruchamiać rzygopędnej maszyny. Pod wieczór poszłam do pielęgniarek z prośbą o zastrzyk przeciwwymiotny. Dostałam. Zadziałał skubany tak, że gabinet zabiegowy spadł mi na głowę. Ciśnienie poleciało w dół, śmigłowiec w głowie, a jak mi się chciało rzygać tak mi się chciało dalej, tylko bardziej. Do rana pielęgniarki czuwały nade mną a ja leżałam nieruchoma, bo mdlości. To bylo w poniedzialek wieczorek i tak jest do dziś, do czwartku, z niewielkimi zmianami. Jem arbuzy. To moje zbawienie. Bez nich pewnie dalej byłabym z...
Posty
Wyświetlanie postów z sierpnia 2, 2018