Intro: Z góry uprzedzam, że będą przekleństwa, zatem co wrażliwsze osoby uprasza się, aby zaniechały czytania.
Na wkurwie jadę. Od rana. Chyba lekarze przechodzą jakieś specjalne szkolenia, jak gadać, żeby pacjenci nie rozumieli. I nie chodzi tu o terminy medyczne tylko zwykłe sprawy typu, czy muszę mieć skierowanie idąc do Rejestracji czy nie. Jak się odpowiednio z pacjentem porozmawia i sprawi, aby czuł się jak skończony kretyn i analfabeta to jest szansa, że głupek jeden przestanie przychodzić i zawracać głowę. I ciekawe, czy im się (doktorom) tak robi samoistnie czy jednak ich uczą...hmmm.
Tak dzisiaj rano myślałam a potem mi się pogłębiło. Najpierw korespondowałam z doktorem moim, o której mam do niego przyjechać do Centrum Onkologii. Potem próbowałam się dowiedzieć, czy najpierw muszę do niego, do gabinetu a potem do rejestracji a potem znowu pod gabinet - tak jak ostatnio, czy może jest jakaś inna procedura (czytając jego odpowiedzi na moje proste pytania czułam się jak osoba opóźniona w rozwoju, która nie umie wyciągać wniosków). Jak w końcu dojechałam przed czasem to się okazało, że operuje i nie wiadomo, kiedy wróci.
A jak się już pojawił to znowu miałam wrażenie zagięcia czasoprzestrzeni. Dowiedziałam się, że powinni do mnie zadzwonić z Otwocka (kto powinni, co to są ci Oni??).
Czy mam wyniki? Noż kurwa nie mam, bo Oni nie dzwonili, więc na oczy wyników nie widziałam, z nikim się nie spotykałam i nie rozmawiałam i w sumie nie wiem, po co się spotykamy dziś. Ano po to, żeby mi pielęgniarka zdjęła szwy spod pachy i opierdoliła, że nie natłuszczam blizny na piersi. A powiedział mi ktoś, że mam natłuszczać??!! No nie powiedział!!
Potem się dowiedziałam, że mój guz zmienił się z G2 (średnio złośliwego) na G3 (czyli złośliwego). Pomiędzy biopsją a zabiegiem zmieniła mu się osobowość i charakter i teraz jest bardziej skurwiel niż był. To ciekawe bardzo jest. I jeszcze usłyszałam, że dostanę onkologa od chemii z przydziału i w sumie mogę sobie chodzić do tej pani doktor (której ja nie znam ale doktor zna) bo jest ok. I co? jeździć co tydzień do Otwocka 30 km w jedną stronę. Ktoś mnie będzie musiał zawieźć i albo czekać 3 godziny albo wrócić do pracy a potem znowu popylać po mnie, bo po chemii to czuję, że jednak w pełni sił nie będę. I że tę chemię to mi jednak prawdopodobnie zaproponują (ci Oni) ale mogę sobie zrobić wcześniej test podatności na chemię, który jest co prawda płatny ale świetny. Tjaaaa. Na pewno. Test kosztuje 13 tysiecy. Na pewno jest świetny, nie wątpię. A jak się okaże, że nie jestem podatna to co?
I tak sobie miło gawędziliśmy, a ja patrzyłam w te orzechowe oczy i myślałam, że już go sobie nie będę wyobrażała tylko w ręczniku. O nie!.
W każdym razie postanowiłam, że szukam onkologa od chemii, zrobiłam rekonesans w sieci, mam wybraną osobą i teraz muszę się do niej dostać jakoś.
I idę biegać bo zaczyna mnie boleć głowa, pewnie ze stresu a właściwie z tego wkurwienia, które mnie dzisiaj nęka. I nie, nie będę płakała!!!
Komentarze
Prześlij komentarz