Dziwne to były dwa tygodnie. Tak jak pisałam poprzednio - na początku czułam się super i do środy miałam poczucie, że życie - choć nieco "rzygotliwe" to jednak jest piękne. W czwartek było już słabiej, w piątek głównie leżałam, ale w sobotę poczułam nagle złudne moce, które pognały nas - mnie i małża - pod Halę Mirowską na zakupy i na spotkanie z mamą, która jeszcze była w Warszawie. Chcieliśmy zajrzeć do Hali Gwardii i pokazać, jak tam jest ładnie. Było. Zrobiliśmy małą rundkę, usiedliśmy na jakimś wege jedzeniu i pod koniec tegoż jedzenia poczułam, że jakoś tam jest mało powietrza i najchętniej bym się teleportowała do łóżka.
Wychodzimy, ja na przedzie kolumny zasuwam nadspodziewanie dziarsko....bo wiedziałam, że za chwilę zemdleję. Usiadłam na krzesełku przy wejściu, zdążyłam powiedzieć tylko, że mi słabo jakoś...i odpłynęłam. Ocknęłam się chwilę później jak mnie mama i ciocia wachlowały talerzami z otrębów, Paweł trzymał mi głowę i sprawdzał puls. Ludzie nas mijali, gapili się oczywiście, ale jakoś mi było to cudownie obojętne. Jeden tylko pan zapytał, czy potrzebna pomoc (Paweł twierdzi, że koleś czaił się na mój plecak leżący na środku stolika ale wolę wierzyć, że rzeczywiście chciał pomóc), ochroniarze z daleka tylko spoglądali, co się dzieje i dzięki temu wpuścili potem małża samochodem, kiedy podjechał mnie zapakować do rydwanu. Sobotę do końca już przeleżałam. Niedzielę też. I na dobrą sprawę do piątku, czyli w sumie półtora tygodnia po tankowaniu byłam osłabiona i choć głowa miała mnóstwo pomysłów na działanie, to ciało uparcie odmawiało współpracy. W piątek nabrałam takiej mocy, że narobiłam pysznego jedzenia a w sobotę ... w sobotę proszę państwa POSZŁAM BIEGAĆ! Fakt, do południa miałam depresję. Smutek ogromny mnie złapał, że to już koniec wolności i w poniedziałek znowu jadę na tankowanie i znowu mi będzie niedobrze przez tydzień co najmniej. Że jak się w końcu doczekałam normalności to jest zimno i nie pojadę na działeczkę, na moto jeszcze nie wsiądę bo mimo wszystko się trochę boję i bym milion rzeczy zrobiła, a nie wiem, co wybrać. Potem sobie popłakałam, potem mi ulżyło a potem założyłam ciuchy do biegania. Po pierwszych krokach już wiedziałam, że będzie dobrze. Jakie to cudowne uczucie, znowu biegać!!! Endorfiny mi się wydzielały hurtowo. Truchtałam sobie bez ekstremy. Przemierzyłam łącznie 2 km - trochę biegłam trochę maszerowałam ale jednak pociągnęłam całą obwodnicę osiedla. Jestem z siebie mega dumna. Wiem, że jeszcze kilka miesięcy temu robiłam 11 km ale teraz samo wyjście z domu jest wyczynem, dlatego cieszę się z tego, co mogę. I tak mam lepszą kondycję, niż jak zaczynałam biegać. Jeszcze mam taką refleksję, że jak się chce zostać "osiedlową celebrytą" to nie trzeba latać bez majtek ani robić innych ekstremalnych głupot tylko wystarczy zgolić głowę. Zainteresowanie społeczeństwa murowane. Ale ja to rozumiem. Wciąż łysych lasek nie ma za dużo, żeby się ludzie zdążyli przyzwyczaić, więc pewnie sama bym się gapiła z zainteresowaniem na takie indywiduum co z daleka po kształtach sądząc wygląda jak kobieta a głowę ma jak łysy facet. No i co tu myśleć?
Zwracam się zatem z odezwą do kobiet w trakcie chemioterapii - noście swoje łyse głowy z odwagą bo im więcej nas będzie tym normalniej będą nas traktować. O!. Czuję się jak kobieta w spodniach w XIX wieku.
------------------------
Mam takiego uroczego sąsiada, syna mojej najcudniejszej sąsiadki i przyjaciółki. Syn tenże posiada najpiękniejsze loki jakie kiedykolwiek widziałam u chłopaka. Sam jest ciemnooki, włosy całe w puklach też ma ciemne - no przystojny jest niesamowicie i do tego jeszcze przemiły. Spotkałam go wczoraj po bieganiu i pomyślałam, że chciałabym mieć takie włosy jak on, kiedy mi zaczną odrastać. To ja ponawiam prośbę. Poproszę o włosy jak Leon :)
PS. Zgłosiłam się jako wolontariuszka do Fundacji Ocalenie. Chcę uczyć polskiego na zajęciach dla cudzoziemców. Mam nadzieję, że mnie wezmą bo bardzo chcę!!!
Komentarze
Prześlij komentarz