No i skończyło się rumakowanie. Tydzień zapaści, tydzień zmartwychwstania i znowi czarna dupa czyli trzecia chemia.
Zauważylam, że im ciężej znoszę pierwsze dni po wlewie tym bardziej łapczywie oddaję się życiu w następnym tygodniu. Dostaję życiowego adhd - sprzątam, gotuję ...albo robię remont kuchni w wersji instant czyli w trzy dni. Potem znowu zapaść i tak w koło.
Dziś znowu jestem na oddziale i wlaśnie czekam na swój koktajl mołotowa. Na razie próbują mnie wykończyć zapachami szpitalnego jedzenia. Mam wrażenie, ze to jest jak na warunki szpitalne niezłe zarcie, ale kompletnie nie moje. Zapach typowo polskiej zupy warzywnej na klasycznych przyprawach typu vegeta natychmiast mnie wiesza nad muszlą klozetową. Falafela, hummusu, pieczonej papryki i tofu tikka masala w życiu bym nie zwymiotowała, a na samą myśl o arabskiej i bałkańskiej kuchni mam ślinotok. Ale jarzynowa dziś jest mi obca ideologicznie.
W ogóle pobyt w szpitalu powinien być zabroniony. Kiedy widzę ludzi tak strasznie wyniszczonych chorobą i chemią, napuchniętych, albo bardzo chudych, bladych i wymęczonych od razu mam pewność, że ja też za jakiś czas tak będę wyglądała. A jak czytam fora i wspomnienia kobiet po raku, jak przechodziły radioterapię choćby - to jestem zdruzgotana. Ile trzeba mieć siły wewnętrznej, determinacji, jak trzeba zablokować swoją wyobrażnię, żeby to wszystko przeżyć.....i przeżyć.
Dziś mam chyba slabszy dzień bo mi spadła odporność na lęk i smutek. Albo mnie próbują wykończyć tymi zapachami obiadowymi. Skutecznie. Jak tylko wchodzę do szpitala to już mam odruch bezwarunkowy i chce mi się rzygać do śmietnika, to jeszcze ten obiad. O matkooooo..
Ana, ❤️ Bez słów ściskam. Jestem obok myślami z hukusem, tofu, bakłażanem i pieczoną papryką! Wsadź palce w nos. Niech Ci jarzynowa nie śmierdzi. ��
OdpowiedzUsuń