Życie jest pełne niespodzianek. Przygnałam dziś rano do szpitala na kolejne, czwarte (ostatnie czerwone gówno) tankowanie a tu....nie ma miejsca na oddziale. Zsuprajzowałam się bardzo, ale mój roztropny doktor zarządził, że mogę trutkę dostać na oddziale dziennym czyli bez spanka.  Zatem już dziś wiem, jak to jest i jak będzie wygladało lanie vanisha podczas białej chemii.
Jest całkiem nieźle. Nie muszę czekać w ogólnej kolejce tylko śmigam na pięterko, pod gabinetem zabiegowym pusto, pielęgniarka mnie zaprasza, mierzenie i ważenie ( jak sportowcy he he. Szkoda, że waga nie drgnęła. Niby w pierwszym tygodniu mało jem ale potem nadrabiam. Hm). Wpinka do portu czyli wyprowadzenie kabelka do kroplowki (jak cudownie, że mam ten silikonowy wlew do baku. Ja bym kłucia żyły nie przeżyła), potem sobie siedzę w Strefie Relaksu gdzie ludki czekają na swoją kolejkę. Są fotele, woda, kawa, herbata i telewizor, z ktorego lecą na okrogło jakieś straszne głupoty. Tam sobie zaczekałam na doktora z wynikami krwi. Wyniki dobre wiec moglam przejść do dużej, zacieniowej, klimatyzowanej sali, pełnej wygodnych rozłożystych foteli. Całkiem tu sporo ludzi. Każdy siada gdzie chce. Wielu osobom towarzyszą bliscy, więc słychać ożywione rozmowy. Jedni śpią, inni gadają albo czytają. Pielęgniarki czuwają nad sprawną wymianą kroplówek. Jest MIŁO! Gdyby nie mieszane towarzystwo czulabym się jak u manikiurzystki. I dziś wracam do domu.

P.S. Ugrzęzłam pod gabinetem doktora. Siedzi tłum ludzi i czekają na wypis. Miało być tak pięknie a na razie ja też siedzę...i siedzę. Zaraz zacznie działać moje świństwo i będę wolała leżeć a tu muszę czekać. Uaaaaa!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga