Sceny ze szpitala.
Siedzimy sobie z małżem na sofach na wprost wejścia i gadamy. "Patrz, Pani ma takie okulary słoneczne jak Twoje"- mówi małż. To patrzę. Wchodzi pani. Nieduża, szczupła, w cygaretkach i jakichś ładnych, płaskich pantoflach. Do tego krótki żakiecik/kurteczka a na głowie nieduży, ale bardzo twarzowy i gustowny sportowo dandysowaty kapelusz. No i okulary. Widać, że starsza, ale tak gustownie wyglądała, że mnie zachwyciła.
Godzinę później stoję na pierwszym piętrze i ...gadam z małżem. W pewnym momencie ktoś podchodzi do mnie i mówi do ucha: "Chciałam pani powiedzieć, że wygląda pani świetnie bez włosów i super, że pani tak chodzi". Odwracam się, Stoi pani od kapelutka. Zaczęłyśmy rozmawiać, jak podziwiałam jej outficik, ona mój. I mówi: "Bo ja do tego kapelusza to specjalnie jeżdżę kabrioletem. A co! Tylko mi ucho zawiało i muszę mieć przełożoną chemię. Jeżdżę z koleżanką, tylko ona jest głucha to jej wiatr nie szkodzi. Ale teraz sobie wkładam waciki do uszu i dalej jeżdżę".
Kurtyna.
Doniesienia z frontu. W ubiegłym tygodniu byłam w Gdańsku i machnęłam cztery dni warsztatowe. Przez tydzień miałam namiastkę normalności. Jakby się tak dobrze postarać, to w sumie każdy tydzień można uznać za normalny pod warunkiem, że przyjmę, że moja normalność teraz wygląda tak, jak wygląda. Ale bardziej chodziło mi o to, że mnie nie muliło, mogłam jeść co chcę bez dodatkowych atrakcji i funkcjonowałam zawodowo.
Grupy po pierwszym lekkim zaskoczeniu przyjęły moje wyjaśnienie sytuacji i znowu dostałam masę akceptacji i miłych odruchów.
A dziś...Pierwsza tura białej chemii. Paclitaxel we mnie leją. Nie nazwę jej białym diabłem żeby nie kusić losu. W każdym razie wczoraj miałam chwile załamania. Cały dzień miałam poczucie, że kończy się owa normalność i czułam się, jakbym miała wrócić do więzienia. Masakra jakaś. Smutno mi było.
A jak poczytałam skutki uboczne sterydu, który powinnam wieczorem wziąć, jak zajrzałam na forum i dziewczyny pisały, że po tymże sterydzie kruszą im się paznokcie, tracą czucie w palcach, wysiada wątroba, tyją po kilkanaście kilogramów i inne rzeczy - mój nastrój sięgnął dna. Buczałam pół nocy, potem udało mi się zasnąć a jak się obudziłam o 5 rano to do 6.00 miałam galop myśli.
Dziś chemia mnie miło zaskoczyła. Najfajniejsze, że nie muli. Nie mam mdłości, jaka to ulga i różnica. Na razie nie czuję się jakaś szczególnie energetyczna ani nadpobudliwa (a straszyli), czuję się normalnie i niech tak zostanie. Fakt, trochę potańczyłam w domu ale za to nie biegałam, więc bez przesady. Zobaczymy jutro. Trzymać kciuki proszę. Dużo.
Komentarze
Prześlij komentarz