Hm. Czekam, aż wrócę do stanu fabrycznego. Miałam taką wizję pozytywną, że tuż po chemii zacznę się regenerować i zdrowieć w tempie wybitnym i szybko wrócę do normy i wszystko będzie jak dawniej. A tu figa z makiem czyli przysłowiowa dupa. Chudnięcie mi idzie opornie, włosy odrastają baaaaaardzo wolno, brwi też, rzęsy chyba zapomniały, że mają odrosnąć. A do kompletu mam neuropatię czyli popaliło mi końcówki nerwowe w palcach i od kilku tygodni mnie mrowią albo tracę czucie. Niby wiedziałam, że tak będzie ale zawsze jest nadzieja, że mnie to może ominie. Nie omija. Palce stóp co wieczór mnie bolą a moje wypielęgnowane i śliczne paznokietki wyglądają....już nie tak ładnie.

Dziś miałam drugą radioterapię. W Sylwestra pierwszą. Takie fajne zakończenie roku. I rozpoczęcie. Zatem dziś po raz drugi przyatakowałam wielki  zderzacz hadronowy na Wołoskiej. Ciekawe, że technicy radioterapii to chyba w większości młodzi i bardzo sympatyczni panowie. Dziewczyny przemiłe też są ale jakby mniej. I jak już wejdę do Cernu za takie strasznie grube drzwi, jak się rozbiorę w kabince to potem paraduję sobie długim dosyć korytarzem pół goła z biustem na wierzchu. Na końcu, w "pracowni" czeka na mnie miły pan a jak goła, prawie. I mam tak totalnie "wywalone". Nie wiem, czy to z radości, że jednak mam swoje piersi czy w może w trakcie choroby coś w głowie przeskakuje i myślę, że są inne, ważniejsze sprawy niż przejmowanie się, że mnie obcy facet ogląda. Poza tym nie wiem w sumie, jak powinno być. Mam brać jakieś giezło, zakrywać się w trakcie przejścia i dyskretnie się rozbierać na miejscu? Chrzanić to. Każą się rozbierać to się rozbieram. Amen.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga