Wczoraj :) Muszę, no muszę o tym napisać bo to się po prostu w głowie nie mieści ale to jest pozytywne niemieszczenie. Po doświadczeniach na Wawelskiej w Klinice Onkologii, gdzie jest paskudnie, po Europejskim Centrum Zdrowia w Otwocku gdzie jest dość przyzwoicie ale jakoś tak ...archaicznie, nagle trafiłam do Magodentu, do rocznej kliniki. Magodent należy do Luxmedu i zawsze mi się wydawało, że to miejsce dla korpoludków których ubezpiecza firma albo dla bogatych ludzi, których stać na leczenie prywatnie. Okazuje się, że można mieć mega wysokie standardy i leczyć w ramach NFZ. Czysto, super architektura, wystrój, kolory, dużo siedzeń, klimatyzacja działa, czysto wszędzie. No dziw jakiś. Najpierw podczas przyjęcia dostałam zielony listek do naklejenia na ubranie - jako sygnał, że jestem świeżakiem i trzeba mnie traktować wyjątkowo. Potem pani pielęgniarka z pokoju zabiegowego wpięła mi się w port donaczyniowy delikatnie i odprowadziła na oddział. Tam druga pielęgniarka oprowadziła ...
Popularne posty z tego bloga
Życie jest pełne niespodzianek. Przygnałam dziś rano do szpitala na kolejne, czwarte (ostatnie czerwone gówno) tankowanie a tu....nie ma miejsca na oddziale. Zsuprajzowałam się bardzo, ale mój roztropny doktor zarządził, że mogę trutkę dostać na oddziale dziennym czyli bez spanka. Zatem już dziś wiem, jak to jest i jak będzie wygladało lanie vanisha podczas białej chemii. Jest całkiem nieźle. Nie muszę czekać w ogólnej kolejce tylko śmigam na pięterko, pod gabinetem zabiegowym pusto, pielęgniarka mnie zaprasza, mierzenie i ważenie ( jak sportowcy he he. Szkoda, że waga nie drgnęła. Niby w pierwszym tygodniu mało jem ale potem nadrabiam. Hm). Wpinka do portu czyli wyprowadzenie kabelka do kroplowki (jak cudownie, że mam ten silikonowy wlew do baku. Ja bym kłucia żyły nie przeżyła), potem sobie siedzę w Strefie Relaksu gdzie ludki czekają na swoją kolejkę. Są fotele, woda, kawa, herbata i telewizor, z ktorego lecą na okrogło jakieś straszne głupoty. Tam sobie zaczekałam na doktora...
Tam tararam!!! Mogę odtrąbić zakończenie leczenia! Moja pani doktor radiolog (jeśli chodzi o lekarzy w ogóle, w trakcie leczenia mojego skorupiaka, to była moim trzecim lekarzem, nie licząc różnych dodatkowych przedstawicieli służby zdrowia, którzy się pojawiali na krótko) otóż pani doktor kazała myśleć o sobie (ja o sobie, nie o niej) jako osobie zdrowej. Przeszłam leczenie "po byku" - to cytat. Podsumowując: wycięcie skubańca, 4 czerwone obrzydliwe chemioterapie, 12 białych, 20 cykli radioterapii. Plus na koniec w ramach deseru na najbliższe lata (5 do 8) Etruzil, takie coś, co mi obniża poziom estrogenów. Tja, wnioskuję, że może mi się w takim razie podniesie poziom testosteronu i porosnę futrem, głos mi się obniży i zagustuję w kobietach. Tak mi wieszczył małż ostatnio. Się zobaczy. W każdym razie bilans zysków i strat jest następujący: Zakładam, że skorupiaka już nie ma. Poszedł WON. Przybyło mi nieco kilogramów, ale nie tak dużo, jak straszyli. Wyokrągliłam si...
Komentarze
Prześlij komentarz