powieści w odcinkach ciąg dalszy. Odcinek 2.
Jakoś dojechałam do domu. Jakoś weszłam do mieszkania. A tam moje chłopaki. Więc od razu im powiedziałam, bo absolutnie nie jest ze mnie typ
bohaterki, kiszącej w sobie różne ważne informacje i zmagającej się z bólem w
samotności. W życiu!. Najpierw ich zatkało, potem odetchnęli, a potem zaczęliśmy
rozmawiać. O zaleconej biopsji gruboigłowej, że to świństwo ponoć jest
uleczalne i w ogóle, co ja mam teraz robić. No i czekał mnie telefon do mamy.
Najpierw się bałam. Sama myśl, że …no..ocieram się o śmierć,
była dość niekomfortowa. Bo żyłam sobie nieświadoma i zdrowa i nagle już nie
jestem zdrowa i zaczynam się bać, bo grozi mi realne niebezpieczeństwo. Więc
zaczęłam szukać informacji. Nieoceniony jak zwykle internet i grupa Dziewuch na
FB podpowiedziała mi, że jest inna grupa, zrzeszająca dziewczyny po diagnozie
tego skurwysyńska (nie będę go obrażała jakoś ekstremalnie, żeby się nie mścił
ale też i specjalnie względami nie chcę darzyć, żeby sobie poszedł).
Zalogowałam się na grupie i dostałam masę wsparcia i porad. Ale…od tych
informacji to już zupełnie zgłupiałam i zamiast zbierać siły do walki, to tylko
się zastanawiałam, jak żałośnie będzie wyglądało moje życie po leczeniu. Bo
jeszcze mnie olśniło, że dopóki nie ma się objawów to jesteś zdrowy. Dopiero
jak wykryjesz to COŚ i zaczynasz leczyć, to wtedy naprawdę zaczyna się
chorowanie. Bo hormony, które Ci rozpieprzają organizm, bo chemia osłabiająca,
po której jesteś jak ochłapek, bo radioterapia, która wypala Ci zdrowe komórki.
No dużo tego. Więc na dobrą sprawę lepiej nie wiedzieć. Tak sobie pomyślałam.
W każdym razie dość szybko zdobyłam kartę DILO, która
uprawnia do porządnej opieki (idziesz do lekarza pierwszego kontaktu i mówisz, o co kaman. W sensie, że chcesz kartę DILO i ma założyć. Swoją drogą mam taką refleksję, że lekarzy chyba nie szkolą w ogóle na okoliczność zachowania się w tzw trudnych sytuacjach. Po mojej pani doktor było widać, że procesy życiowe ma w normie bo oddychała i mrugała, ale żeby jakoś miło się do mnie odezwać, zapytać, czy wiem co dalej i w ogóle, jak się z tym czuję - zero reakcji. Amebowato trochę. Może ich podszkolić?) i tego samego dnia dostałam się na Wawelską do
pani doktor takiej jednej. Pani mnie zbadała, zgniotła mi cycek, zleciła kilka badań i
stwierdziła, że wycinamy. No zaraz! Ja na to, że podobno można zrobić biopsję
gruboigłową, określić receptory, czyli sprawdzić, co to za cholera konkretnie
jest, jak go leczyć, czy wycinać całość czy tylko dookoła. A pani doktor na
mnie huknęła, że jeżeli jestem taką zwolenniczką metod leczenia pana od biopsji (fakt, coś takiego zasugerował i w akcie zidiocenia ośmieliłam się tą sugestią podzielić z panią doktor) to mogę sobie iść do niego. Oooo. I wtedy sobie pomyślałam, że coś to jest nie
halo. Po pierwsze dlaczego ona na mnie podnosi głos, po drugie dlaczego nie
powie mi tego, co ja powinnam wiedzieć a po trzecie…zrobiłam rtg i postanowiłam
poszukać innego lekarza.
Komentarze
Prześlij komentarz