Z archiwum czyli sprzed miesiąca. A było to tak...


Kwiecień miesiącem różnych ciekawych wydarzeń. 5 lat temu właśnie w kwietniu brałam ślub.
Po 23 latach narzeczeństwa jak stwierdził Kazio, teść. 105 lat temu zatonął Titanic...hmmm

Co roku czekam na kwiecień, bo po nim jest maj, który bardzo lubię. W tym roku kwiecień spłatał mi figla. To jest eleganckie określenie. Wkurwił mnie, inaczej mówiąc. Na początku zabolała mnie pierś. Lewa. Kilka lat temu robiłam usg bo mi nagle zaczęło coś wyciekać. Udało się to usg zrobić i usłyszałam, że nic nie ma, najpewniej zaburzenia hormonalne. Nie dostałam skierowania na mammografię choć byłam uparta, ale widać za mało (powiedzieli, że jestem za młoda. Mili ludzie). 
W każdym razie potem przeszło. Badałam sobie te piersi moje regularnie, ale że jest ich niedużo, to zwykle domacywałam się do żeber. Aż tu nagle zaczęło boleć. Pierwsza myśl, że przesadziłam na siłce bo teraz ćwiczę jak dzika koza, bo wiosna, bo bicepsy i takie tam. Ale to nie były zakwasy z nadmiaru aktywności. 
Nie czekając poszłam na usg i tam cudna pani doktor się zaniepokoiła. Spisała zeznanie, dołączyła zdjęcie i kategorycznie nakazała iść na biopsję. Nosz cholera. Zabrzmiało groźnie.

Dziś mi się wydaje, że od początku wiedziałam, że to gówno będzie nieładne, ale jakoś bardzo chciałam, żeby było inaczej. Zrobiłam biopsję też jakoś wybitnie szybko, nawet dziś myślę, że los (tak, wiem, brzmi kretyńsko, jakby to była jakaś żyjąca i myśląca istota, ale co mi tam, mogę tak myśleć) chciał mi jakoś wynagrodzić to, co się miało zadziać potem i wszędzie udawało mi się znaleźć jakiś bliski termin. A potem było tak, że jak weszłam do gabinetu doktora od biopsji to od razu na wejściu przywitał mnie tekstem: „No pani Anno, ma pani raka”. Kurwa. Kurtyna.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga