Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2018
Nie miała baba kłopotu to wymyśliła, że pójdzie do centrum medycyny naturalnej. Dwa tygodnie temu. Pomysł się wziął stąd, żeby się wzmocnić w trakcie chemii. Jak czytam o alternatywnych sposobach wspierania organizmu to powinnam: łoić zakwas z buraków, lać w siebie kroplówkami witaminę C koniecznie lewoskrętną !! i doprawiać kurkuminą. Pić herbatki ziołowe rozmaite,  soki warzywne hektolitrami (terapia Gersona), łykać witaminę D, K iB12 oraz essentiale forte ochronnie na wątrobę. No i popijać olejek konopny albo przynajmniej palić zioło raz w tygodniu lub suplementować się ziółkiem i piec ciasteczka z magicznym składnikiem. To ostatnie najbardziej do mnie przemawia i na to gotowość mam ogromną. Naczytałam się o tym wzmacnianiu i postanowiłam bohatersko zmierzyć się z medycyną naturalną. Zaczęłam ćwiczyć jogę w końcu, dlaczego więc nie zaufać też Chińczykom. Od jakiegoś czasu na śniadanie zajadam kaszę jaglaną z kurkumą, imbirem i suszonymi owocami, przepis zaczerpnięty z kuchni ...
Nie czytaj forów internetowych - mówili. Nie czytaj - mówili - bo się zdołujesz. Nie myśl o różowym słoniu. No to o czym będę myśleć, jak nie o tym?! I się doigrałam. Jeżeli łapię doła to tylko i wyłącznie po lekturze różnych forów albo komentarzy pod publikacjami o raczysku. I powinnam już wiedzieć, że to złe, że racjonalne myślenie się wyłącza tylko od razu widzę siebie na marach. Za każdym razem tak jest. Recydywistka pieprzona i durna. Trafiłam na FB na wywiad z dziewczyną, która napisała książkę o młodych pacjentkach onkologicznych. Poruszył mnie tenże wywiad, bo autorka opisuje rzeczywistość oddziałów, gdzie młode dziewczyny i kobiety kiedy są głośniejsze, albo zbyt radosne (taaaak, to przestępstwo jest straszne) bywają strofowane i upominane przez starsze osoby, że powinny się zachowywać bardziej ...godnie? Masakra jakaś. Czyli młode to już muszą umierać! skoro inni pacjenci mają chęć sobie pocierpieć ostentacyjnie to młode osoby muszą się dostosować. W każdym razie pod wy...
Sponsorem kolejnego tygodnia po chemii jest literka K jak Krew z nosa. Zaczęło się delikatnie, lekko podkrwawione smarki, więc publiczne oglądanie tego, co właśnie wysmarkałam nie jest wskazane. A zawsze kusi :) Myślałam, że szybko mi przejdzie. W końcu śluzówka mi się łuszczy tylko przez kilka dni, zatem pod koniec tygodnie powinnam już wyjść na prostą. Jednak nie. W nocy wracam z toalety, kładę się i czuję, jak mi z nosa leci. Przekonana, że to jakiś katarek lekki ocieram nos palcem i w ciemnościach widzę czarną smugę. Zbystrzałam błyskawicznie. Biegiem po chusteczkę, światło i co widzę? Czerwone smugi. Krótko to trwało ale wrażenie paskudne. Tym bardziej, że potem mi się nos skleja. No masakra jakaś. Co tydzień jakieś nowe atrakcje. Ale kierując się zasadą positive thinking cieszę się, że mój żołądek się uspokoił i nie przysłania mi palców u stóp, zatem czerwone gile też zaraz się skończą. Ciekawe, co będzie następne? Na razie z takich fajnych rzeczy to zaczęły mi odrastać włosk...
Czasem słońce, czasem deszcz. Pogoda wciąż ładna ale u mnie zmiennie. Jasne, mogłabym poudawać, że w sumie jest git, czuję się całkiem dobrze i chorowanie zależy tylko od naszego nastawienia. Gówno prawda. Mogę się nastawiać do usrania a i tak jak mnie złapie kryzys to jest dno i muł. No więc dzisiaj z mułu już wychodzę ale wczoraj było źle. Fizycznie, bo żołądek mi się buntuje od dwóch tygodni i nie mogę wyjść na prostą. Zawsze miałam płaski i mocny brzuszek a teraz jestem jak rekin - rozszerzam się w połowie. Czuję wszystko, co zjem. Poza tym wypadają mi brwi. Z włosami jakoś sobie poradziłam emocjonalnie. Łysa mogę być przez chwilę ale brwi to mój must have, tym bardziej, że zawsze miałam ładne, nie rasowane, naturalne. A teraz zrobiły mi się takie wypsiałe, że aż mi trudno cokolwiek sobie dorysować. Tego nie uwzględniłam w swoich planach. Rzęsy też padły. Pajęczynki mam, jeżeli w ogóle je jeszcze widać. I wczoraj dopadł mnie kryzys. Za dużo tego. Popłakałam sobie, poużalałam się ...
Dzisiaj kolejne tankowanie. Ja nie wiem, co oni we mnie leją, ale trudno mi będzie zrezygnować. Żart. Słyszałam, że pomimo powtarzalności smakołyku to każda chemia (w sensie że każde tankowanie) jest inna. A właściwie to, co później. Po pierwszym miałam ADHD. Totalny odlot. Czułam się i zachowywałam jak wiewiór po red bullu. Kuba syn patrzył na mnie z niejakim zdumieniem pomieszanym z niesmakiem, udawanym trochę i co chwila pytał: "coś ty paliła kobieto?" albo "co oni ci dali, to nie jest zakazane? Wariujesz gorzej ode mnie jak mam głupawkę roku". Co racja to racja. Pobiłam rekordy. Chichotałam, podskakiwałam, tańczyłam, robiłam miny, błyskałam dowcipem a riposty to miałam cięte jak katana. Druga i trzecia chemia pomimo nadziei, że będzie tak samo cudownie jednak trochę mnie zawiodła. Po jednej byłam osłabiona, po drugiej weszłam w zażyłe stosunki z kibelkiem. Pisałam o tym, więc gównianych wątków nie będę powtarzać. Dzisiaj jest czwarty wlew (lalala!!! już w za...
Latoooooo...wracaj proszę. Tak mi się podobały upały i możliwość siedzenia w pokoju przy otwartym balkonie i wygrzewających się na zewnątrz kotach, że teraz mam smutność. Świeci słońce i oszukuje, że jest ciepło, a nie jest. Obraziłam się i koniec. Wróciłam do pracy. Nie powiem, że pełną gębą bo umiem prowadzić 5 dni warsztatowych pod rząd w ciągu jednego tygodnia, a teraz to kulturalnie tylko w czwartki i piątki czyli dwa dni w każdym tygodniu. Tak przynajmniej planowałam. W końcu kazali się oszczędzać i dbać o siebie. To dbam.  Ha! Kiedyś, kilka lat temu, kiedy sobie marzyłam, jak chciałabym pracować, to wizualizowałam, że jak będę miała w miesiącu 8 dni szkoleniowych - będę szczęśliwa. Dziś wróciłam do opcji tychże 8 dni i traktuję je jako "lajcik". I w ogóle sobie myślę, że jest ok i nie mam prawa narzekać.  Kilka dni temu czatowałam z dziewczyną, która wychodzi do domu ze szpitala po...uwaga...100 dniach! Ludzie! Ile trzeba mieć w sobie determinacji, wewnętrznego ł...